Zabawkowy szał

Wpadłam właśnie przypadkiem na ciekawy wpis na temat zabawek. Artykuł do przeczytania tutaj:

Dlaczego mniejsza ilość zabawek w rzeczywistości pomoże waszemu dziecku

Temat jakże dzisiaj na topie, kiedy sklepy z zabawkami zachęcają, kuszą i nęcą dzieciaki na każdym kroku. Im bliżej świąt – tym więcej reklam w telewizorni z zabawkami edukacyjnymi, śpiewającymi ptakami, lalkami i innymi cudami. Producenci zabawek – wprost prześcigają się w wymyślaniu nowych, przyciągających uwagę najmłodszych zabawek. Co mi się rzuca najbardziej w oczy? To, że coraz częściej owe „zabawki” naszprycowane są cudami, mającymi na celu przyciągnąć uwagę dorosłych. Przekaz wielu jest dla mnie jasny „patrzcie, mamy rewelacyjne zabawki. dzięki nim – twoje dziecko nauczy się szybciej czytać/liczyć/języka itp”. Lalki śpiewające w 4 językach, komputerki uczące dzieci głoskowania – „zabawka – zy -a -by -a -wy – ky – a”. Nie wiem jak Wy, ale ja w życiu bym z tych głosek, tak wypowiedzianych wyrazu nie złożyła. A rodzice, ślepo zapatrzeni – myślą – cudowne, trzeba kupić, będę miał super genialne dziecko.

Osobiście? moje dziecko ma jedną taką zabawkę… Dostała w prezencie. A wredna matka? Wymieniła po cichutku baterie na takie prawie zużyte, żeby szybciej zabawce energii brakło 🙂

Zastanawiam się czasem, do czego dąży ten zabawkowy wyścig. Z jednej strony dzieci, które najchętniej kupiłyby wszystko. Z drugiej rodzice, a konkretniej to dorośli – kupujący te „przedmioty wspomagające rozwój”. Dlaczego właściwie od małego wpychamy dzieci w wyścig szczurów?

Moje osobiste dziecko, owszem, widząc reklamy i zabawki, jakie mają dzieciaki z jej grupy przedszkolnej – widząc reklamy bardzo często rzuca hasło „mamaaa, a kupiszz miiii?”. Zdanie to wywołuje we mnie większą alergię niż stwierdzone testami alergeny…. Cóż mi pozostaje? tłumaczyć cierpliwie, że nie można mieć wszystkiego. A wiecie ile swego czasu naszukałam się lalki dla Młodej, która nie gada, nie gra, nie śpiewa ani nic? W pewnym momencie myślałam już, że jest to zadanie awykonalne. Na szczęście udało się. Ma więc jedną lalkę, która jedynie sika. Którą kocha nad życie. I po co więcej?

Czym zatem bawi się moje dziecko? Ostatnimi czasy – uwielbia kucyki Filly. Kupowane zwykle gdzieś na promocjach za niewielkie pieniądze. Do tego? Całe stado zwierzaków – zrobionych własnoręcznie z rolek po papierze toaletowym. Zajączki, pszczółki, pawie… i inne stwory. Zabawki – szczególnie te made by home – zajmują uwagę młodej na długi czas. Nie raz przysłuchuję się tym zabawom… rozmowy, jakie prowadzą ze sobą zabawki – chwilami ścinają mnie z nóg. Zasób słownictwa – potrafi zamurować niejednego. Komunikacja z rówieśnikami (i nie tylko) – wszyscy są w szoku. Po zmianie przedszkola – wbrew przypuszczeniom nowej wychowawczyni – młoda w ciągu jednego dnia wtopiła się w grupę jakby zawsze była jej częścią.

Po przeczytaniu artykułu, do którego link podałam na początku tym bardziej dochodzę do wniosku, że moje dziecko ma wielkie szczęście. Owszem, zabawek ma sporo. Ale na szczęście – dzięki temu, do pokoju Młodej da się wejść, a zabawki mieszczą się w szafie 🙂