To jak to było u nas?

Czyli słów kilka jak wyhodować mola książkowego.

Lena wcale nie należy do dzieci, które czytać zaczęły już w wieku lat 3 czy 4. Długo nie ciągnęło jej do liter, czasami tylko zapytała o jakąś. Klocki Logo, które wykorzystuje pan profesor B. Rocławski w glottodydaktyce, a które Lenka dostała od Babci – najchętniej używała jako kolejnych klocków do budowania zagrody dla swoich zwierzaków, kucyków i innego bydła. O zgrozo! Zawsze trawką do góry 😀

Na zdjęciu klocki logo, a z nich ułożone imię dziecka mego. Trawka u dołu już nie będzie zagadką dla niewtajemniczonych 🙂 Z premedytacją pomieszane są litery pisane i drukowane. Klocek ma cztery ściany, a na każdej z nich mała i duża litera drukowana i pisana, więc dziecko „opatruje się” z wizualnym wyglądem litery w każdej wersji 🙂

W przedszkolu przyszedł czas na roczne przygotowanie przedszkolne, dzieciaki zaczynały głoskować, a Lena – wielka trauma, bo ona nie umie. Przeprasza. Potrafiła. Wskazać głoskę na początku wyrazu. Ale wygłos? śródgłos? Cwaniara zapamiętywała jak głoskują inne dzieci i powtarzała z pamięci. Pewnego dnia, czekając na Lenę pod salą usłyszałam głoskowanie pani wychowawczyni i zrozumiałam. „Dzieci, głoskujemy wyraz dom. dY-O-mY”. Myślę sobie – to jesteśmy w domu. Wcale się nie dziwię, że dzieciak ma problem. Zaczęłyśmy zatem intensywnie bawić się i ćwiczyć w domu. Klocki logo – wreszcie stanęły trawką na ziemi 😀 wymowa, połączona z bodźcem wzrokowym, wytłumaczenie że nie ma głoski dY, jest sylaba dy. A głoska to D. Ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia. Czytanie książek w końcu wspólne (czytanie jest u nas w domu od zawsze, natomiast długo czytałam ja, a Lena tylko słuchała). Z aktualnie czytanej książki „wybierałam” proste wyrazy w tekście, które czytała Lenka. Od zawsze wręcz ślizgając się po sylabach. W pewnym momencie był mały zgrzyt, bo oczywiście w przedszkolu pani uczyła dzieciaki składać wyrazy z głosek… i to z głosek do których przyczepiała się ta nieszczęsna Y. Na szczęście udało nam się okiełznać naukę czytania ślizganiem się po sylabach zanim metoda stosowana w przedszkolu zebrała swoje plony. Swego czasu kupiłam Lence kilka książek takich do nauki czytania. Przeczytała wszystkie na raz i zapytała czemu jej takie łatwe daje?

książki do nauki czytania

Książki występują w trzech wersjach, w zależności od zaawansowania nauki. Poziom 1 dla tych, którzy dopiero co zaczynają swoją czytelniczą przygodę, poziom 2, troszkę bardziej skomplikowany oraz poziom 3, gdy dziecko tak naprawdę utrwala swoje umiejętności. Lena „połknęła” wszystkie na raz. Czytając kotu na dobranoc 😀

nic dodać, nic ująć

W naszym domu miłość do książek rozkwita ostatnio z dnia na dzień. Młoda idzie do szkoły, wraca do domu i już od progu informuje mnie „Mama, Mama, byłam w bibliotece”. Zamieram, zastanawiając się, ile tym razem książek przytargała… Wczoraj? Zaledwie 6! Co to jest? Tyle co nic. I siedzi i czyta. Czyta w szkole podczas przerw, trochę też na świetlicy. Trochę w domu. Z własnej woli idzie myć się wcześniej, żeby mogła się już położyć i poczytać sama i dopiero gdy oczy stają się zmęczone – wtedy, łaskawie pozwala, żebym to ja jej poczytała 😀 #pożeraczksiążek….

Na zdjęciu – wczorajsza sterta…

W wolnej chwili zdradzimy Wam tajemnicę, jak to się stało, że w naszym domu rośnie taki pożeracz książek 🙂