Zabierzów Bocheński, czyli korzystamy z pogody

A właściwie korzystaliśmy. Wczoraj. Bo dzisiaj Słońce schowało się za chmurami i ani myśli wyjść.

Zabierzów Bocheński. Rzut beretem – Niepołomice i puszcza. Tym razem, zamiast jazdy rowerem po puszczy postanowiliśmy się trochę pomoczyć. Bobrowe rozlewisko, to miejsce i dla miłośników kąpieli słonecznych i wodnych, a także wspaniałe miejsce dla wędkarzy. I – wbrew pozorom – nikt nikomu nie przeszkadza. W Zabierzowie Bocheńskim byliśmy już kilka razy. Jest tam i plaża (taka z piachem, gdzie do woli można budować zamki z piachu), ale kocyk lub leżak można rozłożyć także na nieco mniej „zaludnionym” brzegu – na trawie. Z reguły wybieramy trawę, ponieważ na części piaszczystej bywa bardzo tłoczno. Jednak o tej porze roku część piaszczysta jest jeszcze do zniesienia. Od strony plaży jest część ograniczona bojami, dzięki czemu dzieciaczki mogą chlapać się bezpiecznie, przy brzegu pod okiem rodziców. Mogą.. chyba, że jest to Lena, którą pływanie w wodzie po kolana nie satysfakcjonuje. Dlatego też ojciec miał przechlapane i siedział z młodą w wodzie cały czas. Nie żeby był jej do czegoś potrzebny, bo dziecię nasze z pływaniem radzi sobie zdecydowanie lepiej niż z matka 😀 pływa (oczywiście w rękawkach), nurkuje, ale – na wszelki wypadek ojciec gdzieś tam w pobliżu był. Ja tam zdecydowanie wolę wygrzewać stare kości na słoneczku 😀 Wczorajsze słońce było takie niepozorne, za chmurami czasem się chowało, ale – przypalić potrafiło. Tyle lat mieszkania nad morzem, nie raz i nie dwa z koleżanką zdecydowanie przesadziłyśmy z wylegiwaniem się na plaży, ale – jeszcze nigdy nie było tak źle. Maść na poparzenia, plus tabletki przeciwbólowe i jakoś radę dam… No cóż, za głupotę się płaci..

My, pomijając mój wygląd dziś i samopoczucie, bawiliśmy się wczoraj świetnie. Lena – jak na rybę w wodzie przystało – wybawiła się doskonale. Szczególnie, że razem z tatą wypożyczyli sobie rowerek wodny i pływali dookoła jeziorka 🙂

A ja szczerze mówiąc siedziałam na plaży i z całego serca współczułam niektórym dzieciakom. „Siedź tu, nie wchodź za głęboko (po kolana!!), proszę wyjść z wody bo nie mamy ręcznika, A. co ja mówię, masz na brzegu siedzieć” I inne tego typu. A paniusie, bo dwie były, siedzą dupami na kocyku, popijają piwka, a dzieci mają siedzieć na brzegu, najlepiej niezamoczone i patrzeć jak bawią się inni.. ba! za wejście do wody po kolana jedna z nich groziła dziecku, że dziś bajki nie będzie, bo jest niegrzeczne.

Moje dziecko natomiast było w stanie ciężkiego szoku, że – najpierw dwie dziewczynki, a później dziewczynka i chłopiec latały po plaży na golasa. Dla mojej sześciolatki było to niepojęte i nie do ogarnięcia. Ja akurat z tych rodziców, którzy nie puszczali, nie puszczają i nigdy nie będą dzieciaka z gołym tyłkiem po plaży.

A w czasie, kiedy Lena nie brykała w wodzie? Jedni budują zamki z piasku, a Lena czytała książkę 😀 Moja krew!

Ojców, 04.06.2017

Było o Maciejowej, to będzie i o Ojcowie. 😀

Jedno, co pewnie dość długo będzie mi się kojarzyło z tą wycieczką, to problem z parkowaniem 😀 Serio! Na szczęście to nie ja musiałam znaleźć miejsce parkingowe, ani nie ja musiałam cofać na parkingu pod zamkiem żeby przejechać w górę na kolejny parking… Szkoda tylko, że ja musiałam później wracać i z duszą na ramieniu przejeżdżać między poparkowanymi po obu stronach drogi samochodami.. a to wszystko – na zakazie zatrzymywania i postoju! Ja, mimo lęku, że kogoś zawadzę przejechałam. Ale czymś większym gabarytowo niż asterka – chyba bym na zawał zeszła jakby mi przyszło przejechać…

Wracając jednak do samej wycieczki. Do Ojcowa pojechaliśmy – średnio przygotowani. Na szczęście na miejscu dało się kupić mapę, więc daliśmy radę. Dotarliśmy na parkin pod Złotą Górą, a stamtąd, spacerkiem, przez Dolinę Sąspowską, dotarliśmy do miejsca, gdzie można było zjeść pstrąga 😀 Dolina robiła wrażenie i co najlepsze – nie było tam zasięgu żadnej sieci komórkowej 😀 Telefon służyć mógł jedynie za aparat fotograficzny. Oczywiście, ku rozpaczy pewnej 10 – latki, która z nami była. No jak to, bez zasięgu? Bez internetu w telefonie? No cóż, takie życie.

Dolinka piękna. Wędrowaliśmy wśród drzew, a dziewczyny największą frajdę miały ze źródeł. Mijaliśmy dwa: źródło Filipowskiego oraz źródło Harcerza. Cóż pisać więcej? Nic, najlepiej zobaczyć.  My na pewno jeszcze wrócimy. Przed nami jeszcze zwiedzanie jaskiń, Zamek w Ojcowie i Pieskowej Skale. Oraz – słynna maczuga Herkulesa.

Maciejowa, 03.06.2017

Sezon wycieczek górskich rozpoczęty. Na „powitanie” Maciejowa. Tylko – nie z Rabki, lecz z Ponic. Szlaku jako tako tam nie ma. Dlaczego tam „wylądowaliśmy”? Otóż  w Ponicach matka ma znajomego. Pojechaliśmy więc w odwiedziny i – jak się okazało – z Ponic da się na Maciejową wejść. Jest sobie polna droga, którą rolnicy dojeżdżają do pól. Poszliśmy. Podejście? Dość strome, ale daliśmy radę. A sam szczyt? Cudowny!

Schronisko PTTK na Maciejowej jest cudowne! Klimatyczne, nie duże, dookoła trochę miejsca żeby rozłożyć koc i odpocząć. Z tyłu schroniska taras, na którym można usiąść i podziwiać cudowne widoki. A jest co! My – oglądaliśmy zaśnieżone Tatry! O Maciejowej nie ma co więcej opowiadać. Tam trzeba się wybrać i samemu zobaczyć 🙂