Mól książkowy

Dawno nas tu nie było… Postaramy się poprawić.

Jest październik. W zasadzie – już prawie listopad. Lena rozpoczęła w tym roku naukę w klasie pierwszej. W zasadzie zadowolona jest… Wymarzony, różowy plecak z jednorożcem (?!?) w dodatku jeszcze spełniający kryteria wyboru matki (usztywniane plecy, regulowane szelki i inne takie dziwadła 😀 ). Szkoła ma tylko jeden ogromny minus zdaniem mego dziecka. Pisanie!! Bo masakra, bo po co ona ma te literki pisać, te szlaczki robić… no tragedia po prostu! Ale za to dać dziecku książkę…. to dziecka nie ma. Mój osobisty, prywatny mól książkowy jest stałym bywalcem szkolnej biblioteki. I – wieczorne czytanie na dobranoc, to u nas rutyna od bardzo dawna – tak teraz czyta sama, dopiero jak oczy zaczynają się kleić wolno jest czytać mi! A rano? wstaje i pakuje książkę do plecaka „bo wiesz? ja sobie na długiej przerwie poczytam i na świetlicy”. I czyta! A ja po cichu liczę na to, że jej nie przejdzie 😀